19 kwietnia przypada 51. rocznica śmierci Mariana Rose, legendy toruńskiego żużla. Zmarł w wieku zaledwie 37 lat podczas meczu ligowego na torze w Rzeszowie.
Gdyby żył, miałby 88 lat. Tragiczny wypadek podczas meczu żużlowego w Rzeszowie w dniu 19 kwietnia 1970 r. przerwał wspaniałą karierę legendy toruńskiego speedway'a.
- Tego dnia byłam u teściowej. Była piękna słoneczna niedziela. Po obiedzie wszyscy mieliśmy ochotę iść na cmentarz. Po fakcie, gdy dowiedzieliśmy się, co się stało, uświadomiliśmy sobie, że gdy po godzinie 15 byliśmy na cmentarzu, wówczas Marian konał. Nikt z nas jeszcze nie wiedział, choć później dowiedzieliśmy się, że już cały Toruń nas szukał. Mąż Mariana kuzynki, który kiedyś jeździł u niego jako kierowca, przyjechał do swojej rodziny, tam gdzie i my byliśmy. To on nas poinformował. Dowiedzieliśmy się na 10 minut przed wiadomościami z dziennika sportowego. Dziś, to najpierw muszą być pewni, że rodzina wie, a kiedyś nic takiego nie obowiązywało. To był dla nas wielki szok - wspominała po latach na łamach ddtorhn.pl. Danuta Dylewska, wdowa po Marianie Rose.
Jak dokładnie doszło do tego tragicznego w skutkach wypadku?
- Wychodząc z pierwszego łuku, zablokowało mu koło lub łańcuch i obróciło motor. Jechał pierwszy i żeby nie stwarzać niebezpieczeństwa, złożył maszynę. Wyminęło go dwóch zawodników, natomiast jadący na ostatniej pozycji żużlowiec przeciął mu tętnicę. Nie miał żadnych szans na przeżycie. Czas śmierci był wypisany w dokumencie około godziny 18, a lekarz, który prowadził sekcję zwłok powiedział, że jego organy był tak zdrowe, że mógł dożyć stu a nawet więcej lat - przyznała wówczas w rozmowie z nami pani Danuta.
W pogrzebie Mariana Rose uczestniczyły tłumu torunian.
- Tak, pogrzeb był bardzo duży. Przyjechały delegacje prawie z całej Europy. Cały Toruń szedł w kondukcie ulicami miasta, Jan Ząbik prowadził motor, była również taksówka. Nigdy się nie pogodziłam i nie pogodzę z tą śmiercią. Raz, że nie zdążyłam się nacieszyć Marianem, dwa, że to wszystko nie tak miało wyglądać - powiedziała Danuta Dylewska
Imieniem Marian Rose jest nazwana toruńska Motoarena. Żużlowiec został pochowany na cmentarzu NMP przy ul. Wybickiego.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz