Zamknij
Ważne

Piotr Oliński: Liberalny punkt widzenia

Piotr Oliński Piotr Oliński 00:34, 28.02.2017 Aktualizacja: 21:07, 06.10.2025
Po lewej: toruński protest przeciwko CETA, po prawej: grafika z programu Rodzina 500+, fot. Tomasz Berent Po lewej: toruński protest przeciwko CETA, po prawej: grafika z programu Rodzina 500+, fot. Tomasz Berent

Wiele osób długo zastanawia się nad tematyką tekstu zanim zasiądzie do jego pisania, zwłaszcza, gdy jest to pierwszy z serii tekstów i w mniejszym lub większym stopniu definiuje całą resztę. W moim przypadku takich rozterek nie było. Jestem liberałem i o moim, liberalnym punkcie widzenia będzie w tych felietonach mowa.

Pisanie o ideach niewątpliwie do zadań łatwych nie należy. Albo cię uznają za nudziarza, albo za dogmatyka. I weź tu pogódź ogień z wodą. Nie wyobrażam sobie jednak, by takiego felietonu nie napisać. Choćby dla samej równowagi spojrzeń i zachowania zdrowej różnorodności poglądów.

Czym w ogóle jest liberalizm i kim są liberałowie? Tyle razy słyszymy to słowo w debacie publicznej, a odnoszę wrażenie, iż używanie tego pojęcia stało się dalece bezrefleksyjne i niejednokrotnie oddaliło się znacząco od jego pierwotnego znaczenia. Łacińskie słowo „liber” znaczy „wolny”. Stąd też w XIX wieku pojawiło się słowo „liberalizm” na określenie zwolenników politycznej, osobistej i gospodarczej wolności. 

Pisząc o wolności, nie sposób zacząć inaczej niż od jej definicji. Wymyślać jej nie muszę, 50 lat temu zrobił to za mnie jeden z wybitniejszych liberalnych myślicieli, Friedrich von Hayek. W pierwszym rozdziale swojej książki „Konstytucja Wolności” definiuje wolność jako „stan, w którym człowiek nie podlega przymusowi ze strony arbitralnej woli innego lub innych” i do tej pory jest to najlepsza znana mi definicja wolności. 

O czym z kolei może pisać liberał? Ponieważ mówimy o filozofii politycznej jest jasne, że o sprawach powszechnie uznawanych za polityczne. Nie chcę jednak, by były to komentarze partyjno-polityczne, choć nie ukrywam, jestem osobą politycznie zaangażowaną. Wydaje mi się, że bardzo brakuje dyskusji w duchu arystotelesowskiego „dobra wspólnego”, dyskusji skupionej bardziej na konkretnych sprawach, niż aktualnych sporach polityków (co oczywiście nie znaczy, że odbieram sobie prawo do punktowania głupich pomysłów aktualnych ustawodawców).

O jakie sprawy mi chodzi? Weźmy na przykład ostatnio głośną umowę CETA. W roku 2011 weszła w życie umowa o wolnym handlu między Unią Europejską, a Koreą Południową. Czy doszło do gospodarczej apokalipsy? Wręcz przeciwnie, od tamtego czasu przedsiębiorcy z krajów Unii zaoszczędzili około 2,8 mln euro na obniżeniu, bądź likwidacji ceł, a eksport do tego azjatyckiego kraju wzrósł o 55 proc. Mimo licznych przykładów pozytywnego wpływu swobody przepływu towarów i usług między krajami na rozwój gospodarczy i dobrobyt niektórzy politycy wciąż usilnie starają się zbić kapitał poparcia na straszeniu wolnym handlem i „zalaniem przez zagraniczny kapitał”.

Inny przykład: program 500+. Rząd PiS nieustannie się nim chwali, a niektórzy politycy opozycyjni zaczęli wręcz licytować się z obozem władzy na jego zwiększenie. Tymczasem mocno wątpliwy jest wpływ programu na wzrost dzietności, a jego koszty ogromne (w tym roku przewidziana jest suma 22 mld zł). Rosną ceny i dług publiczny, co jest logiczną konsekwencją wprowadzenia tej skali rozdawnictwa publicznych pieniędzy przy polskim deficycie budżetowym. A skoro program jakoś sfinansować trzeba, to i opresyjność państwa rośnie, więcej jest podatków i kontroli skarbowych. Tym jednak rząd PiS już się nie chwali.

By niechcący nie przekuć felietonu w esej, nie będę dalej mnożyć przykładów. Zachęcę po prostu Ciebie, Drogi Czytelniku do śledzenia tego, co będzie się tu pojawiać i sięgnięcia również po dłuższe dzieła dotyczące polityki i gospodarki. W końcu obywatel oczytany staje się obywatelem mądrzejszym i mniej skłonnym do wiary w oczywiste bzdury, a to leży w interesie nas wszystkich jako społeczeństwa.

Musimy pamiętać, że wolność nie jest dana raz na zawsze i jak każda idea potrzebuje adwokatów. Jeżeli przestaniemy mówić o zaletach wolności gospodarczej jest wysoce prawdopodobne, że za kilkanaście lat obudzimy się w państwie przypominającym współczesną Grecję, a jeżeli nikt nie będzie bronił zasad rządu ograniczonego i demokracji liberalnej, będziemy coraz bardziej dryfować w kierunku Rosji Putina i modelu wybieralnego dyktatora, tak bardzo lansowanego przez obecnie rządzących. 

Nie ulega wątpliwości, że głos liberałów jest zbyt słabo słyszalny. Za rzadko mamy okazję posłuchać polityków, publicystów czy ekspertów przypominających o tym, że dobrobyt bierze się z pracy, a nie z zasiłków, że współpraca między narodami jest bardziej opłacalna od autarkii, że rządy prawa w znacznie większym stopniu zabezpieczają wolność jednostki od samowoli aktualnie rządzących. A jednak żyjemy w kraju, w którym dziesiątki tysięcy ludzi były w stanie wyjść na ulice w obronie ideału państwa prawa i konstytucjonalizmu. Dlatego z optymizmem zaczynam swoją serię felietonów, licząc, iż trafi ona na podatny grunt.

Dalszy ciąg materiału pod wideo ↓

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
0%