Zamknij

Co jest nie tak z toruńskimi kibicami?

Radosław KowalskiRadosław Kowalski 09:19, 08.05.2017
Skomentuj Tak w niedawnym meczu między Polskim Cukrem a Anwilem swoich zawodników wspomagali włocławscy kibice, fot. Tomasz Berent Tak w niedawnym meczu między Polskim Cukrem a Anwilem swoich zawodników wspomagali włocławscy kibice, fot. Tomasz Berent

Od jakiegoś czasu przez media, także społecznościowe, przewija się temat „toruńskiego kibica”, głównie tego od basketu obojga płci. A że jest taki „nijaki”, że nie potrafi się bawić, dopingować, zebrać w grupę - choćby tak, jak to całkiem niedawno pokazali w Toruniu fani włocławskiego Anwilu. I trochę racji w tym jest, wszak ów, już prawie mityczny, „toruński kibic” raczej do wylewnych nie należy. I to nie tylko w koszykówce.

Przyjdzie na mecz, obejrzy, pójdzie do domu. A jak wyniki są nie po jego myśli, to nie pójdzie, nie obejrzy, tylko najczęściej swoje żale wylewa w Internecie. Ale za to jakie ma wymagania…

Przecież żużlowcy zawsze muszą zrobić mistrza, Elana - awansować, a hokeiści - utrzymać się. A jak nie: to z jednej strony narodowa tragedia, a z drugiej - osobisty foch. Tyle tylko, że w tej sytuacji najpewniej „toruński kibic” nie jest wyjątkiem, bo takie cechy posiada zdecydowana większość kibiców w kraju nad Wisłą. I idę o zakład, że gdyby obecnie Anwil plasował się w tabeli przynajmniej o kilka pozycji niżej, to wycieczka włocławskich fanów do Torunia też wyglądałaby inaczej (pewnie skromniejsza, pewnie bardziej cicha…).

Ale zaraz, zaraz… Gdzie tak w ogóle jest powiedziane, że kibice idący na mecz np. koszykówki muszą się zachowywać tak, jak wspomniani włocławianie? Czy to nie jest jakiś mit, który można obalić? Jak wiele innych mitów w temacie kibicowania? Pamiętam taką sytuację sprzed kilku lat, dotyczącą żużla. Speedway w oczach wielu, a zwłaszcza dziennikarzy, uchodził, w przeciwieństwie do piłki nożnej, za sport „rodzinny”. A więc taki, na który możemy się wybierać całymi rodzinami, mając jakąś tam pewność, że nie będziemy świadkami zadymy czy słownej wymiany „uprzejmości” pomiędzy innymi kibicami. I tak się mówiło o tym żużlu, że jest rodzinny, i mówiło.

Aż nagle dnia pewnego mój kolega z lat szkolno-studenckich, znany toruński socjolog Dominik Antonowicz rzekł w jakimś wywiadzie, że niby dlaczego żużel ma być sportem rodzinnym? Że tak naprawdę to sport „kumpelski”! Pozwolę sobie zacytować: „Idzie się na niego nie z rodzinką, ale ze znajomymi, ludźmi z pracy, przyjaciółmi. Czasami nawet niektórzy przychodzą, bo chcą wręcz odpocząć od rodziny, zapomnieć o bożym świecie”. Mit obalony, prawda? No to obalamy kolejny (mit rzecz jasna…).

Kibice mają się bawić, śpiewać, dopingować, wtedy są fajnymi kibicami i mecz jest wtedy też fajny i w ogóle jest świetnie i wszyscy są zadowoleni. No OK, a co jeśli ktoś chodzi na mecze np. po to, by obejrzeć dobre widowisko na dobrym poziomie bez względu na jego wynik i interesuje go przede wszystkim to, co się dzieje na parkiecie/boisku/lodzie/torze? Kibicem gorszym już jest? A jak jakiś bogaty pan wykupuje sobie miejsce w specjalnej loży z cateringiem tylko po to, by mecz był „przystawką” do biznesowego spotkania? To tylko dwa przykłady.

Trzeba pamiętać o tym, że trybuny są jak społeczeństwo - różnorodne do bólu. A dla prezesów klubów, a może bardziej - dla skarbników, najważniejsze powinno być to, by kibic wyszedł z meczu zadowolony, a nie ze zdartym gardłem. Bo jeśli jest zadowolony (obejrzał mecz na świetnym poziomie lub dobił ważny deal dla swojej firmy), to jest ogromna szansa, że pojawi się na kolejnych spotkaniach. A jeśli zdarł gardło, a dodatkowo halę opuszcza wściekły, bo „nasi” przegrali, to szanse na jego powrót w najbliższym czasie są mniej więcej takie, jak na to, że sędziowie przestaną pomagać Barcelonie i Realowi w kolejnych edycjach Ligi Mistrzów. Czyli niewielkie.

Jeśli kibice mają taką potrzebę - niech się jednoczą, niech krzyczą, niech dopingują (tak, jak włocławianie). Ale jeśli nie mają, dajmy spokój z ich krytykowaniem, a tym bardziej z próbami „robienia” dopingu na siłę. To może bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Dalszy ciąg materiału pod wideo ↓

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

kibicekibice

0 0

Ostatni mecz ( drugi w play off) z radomską Rosą to być może jakiś przełom w kibicowaniu. Być może? Bowiem kibice Twardych Pierników -PC wreszcie dali mocne wsparcie naszej drużynie. Po raz pierwszy był to naprawdę solidny doping. Na mój gust wielu przychodzących na mecz zachowuje się jak leniwe kocury. Oczywiście nie ma musu, żeby krzyczeć, podskakiwać, żywiołowo reagować. Chyba było też jakby lepsze prowadzenie dopingu. Przydałaby się jakaś krótka, prosta, łatwo wpadająca w ucho rymowanka, najlepiej dowcipna wspierająca nasze Katarzynki -Energę jak też Pierniki, gdyż angielskojęzyczne zapożyczenia sa naprawdę mocno dęte i drętwe. Co ważne, to nie ma chamstwa na trybunach, nawet jak sędziowie "drukują" faul w ataku".
Obserwuję też coraz częściej całe rodziny, nawet wielopokoleniowe na trybunach. To ważne zjawisko. Rodzina wbrew temu cyt. przez autora twierdzeniu mędrka Antonowicza nie jest od tego, aby od niej uciekać jak od zarazy z kumplami na mecz, ale aby z nią właśnie pójść także kibicować.

10:43, 09.05.2017
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%