W tegorocznym budżecie partycypacyjnym Torunia urząd miasta już po głosowaniu pozmieniał wyceny projektów, co wpłynęło na wybór tych, które będą realizowane.
Przypomnę: o zwycięstwie projektu decyduje ilość otrzymanych głosów; jeżeli środki na realizację kolejnego zadania z listy nie będą wystarczające, uwzględnione zostanie pierwsze z następnych zadań na liście, którego koszt nie spowoduje przekroczenia dostępnych środków (paragraf 23, ustęp 4 Regulaminu budżetu partycypacyjnego Torunia przyjętego uchwałą Rady Miasta nr 655/2013).
Proste? Nie dla radnych koalicji PiS-PO-Gospodarze-SLD. W tym roku na Bydgoskim Przedmieściu dwa pierwsze pod względem ilości otrzymanych głosów projekty pochłonęły 475 tys. zł z 617 422 zł przeznaczonych na Bydgoskie. W puli pozostało 142 422 zł. Projekt Ogrodu Zoobotanicznego zakładający budowę wybiegu dla pand małych uzyskał trzeci wynik w głosowaniu, ale nie mieścił się w puli, bo prezydent wycenił go w procesie weryfikacji na równe 150 tys. Pomijam kwestię, że start instytucji miejskiej w budżecie partycypacyjnym, co do zasady przewidzianym na realizację projektów mieszkańców, jest absurdem. Zgodnie z regulaminem powinny były wejść kolejne pod względem uzyskanych głosów projekty: siłownia zewnętrzna za 85 tys., nasadzenia magnolii za 50 tys. i odnowienie zabytkowego szyldu za 10 tys. zł. Tak się jednak nie stało. Zamiast wyżej wymienionych projektów ogłoszono, że realizowany będzie projekt Ogrodu Zoobotanicznego, który niespodziewanie staniał o kilka tysięcy z uroczą końcówką 422 zł.
W sierpniu zwróciłem na to uwagę dyrektorowi Piotrowiczowi nadzorującemu budżet partycypacyjny. Odpowiedział mi sam prezydent Michał Zaleski, stwierdzając, że wyceny ostatecznej może dokonać dwukrotnie… Dla mnie „ostateczna” oznacza coś definitywnego, ale jak widać mogą współistnieć inne poglądy na ten temat. Od tego momentu wiedziałem, że to będzie ciekawa korespondencja.
We wrześniu złożyłem wniosek do komisji rewizyjnej o zajęcie się sprawą, której przedmiotem jest jawne naruszenie przez prezydenta uchwały Rady Miasta. Wniosek przygotowałem we współpracy z jedną z toruńskich kancelarii prawnych.
W październiku, równo miesiąc później, dyrektor Biura Rady Miasta poinformował mnie, że mój wniosek „gdzieś mu się zawieruszył” i nie trafił jeszcze do komisji rewizyjnej, ale już się znalazł i w następnym miesiącu komisja się nim zajmie.
Mamy listopad. W końcu moje pismo trafiło na komisję rewizyjną. Mimo że wskazałem konkretne zapisy regulaminu, które zostały złamane, Przewodniczący Frąckiewicz uznał, że moje pismo nie jest skargą i nie będzie rozpatrywane przez komisję jako skarga. Zarządził natomiast głosowanie, czy komisja chce się tematem zająć. Komisja nie chciała. Normalka.
Ciekawa natomiast była dyskusja nad wnioskiem. Radny Beszczyński (Czas Gospodarzy) stwierdził, że skoro ludzie głosowali na projekt, to nie ma znaczenia, czy mieści się w puli, czy nie. Można rozumować w ten sposób, tylko po co w ogóle wyceniać projekty? Lepiej nie podawać kwot i brać pod uwagę tylko liczbę oddanych głosów. Tym bardziej, że potem urząd miasta i tak manipuluje kwotami, żeby zwyciężył projekt zgłoszony przez instytucję miejską. Skoro prezydent i tak ma upatrzone projekty, które mają być zrealizowane, to przecież ma od tego miliardowy budżet Torunia i nie musi się bawić w żadne głosowania za marne kilkaset tysięcy złotych kosztem mieszkańców.
Bohater programu „Ucho Prezesa” mówi, że nie chodzi o to, aby wroga zniszczyć, trzeba go jeszcze upokorzyć. Chyba w tych kategoriach należy postrzegać to, co przydarzyło się trzem wnioskodawcom, których projekty „odstrzelono” w imię pand małych. Te osoby wzbudziły w sobie chęć działania, napisały projekt, zmobilizowały sąsiadów do oddania głosu, a nie jest łatwo zebrać 191, 483 czy 672 głosy. Trudno władzy bez uciekania się do przemocy bardziej upokorzyć obywatela niż przekonać go do tego, że ma prawo się angażować, sprawić, aby uwierzył, że warto wyzwolić w sobie kreatywność, że warto chodzić po sąsiadach, przekonywać, rozmawiać, że wspólny wysiłek ma sens, a potem w świetle dnia, bez cienia żenady oznajmić mu, żeby się „gonił”, że nie ma tu czego szukać, bo i tak nasze będzie na wierzchu.
Arogancja władzy wymierzona nie tylko w trójkę wnioskodawców, ale również w ponad tysiąc mieszkańców Bydgoskiego, którzy oddali swój głos na „zwycięsko przegrane" projekty. To cios wymierzony w społeczeństwo obywatelskie, które zasadza się na partycypacji właśnie. Taki budżet nie stymuluje partycypacji, tylko zniechęcenie i zrezygnowanie. Jeden z oszukanych wnioskodawców, Pan Jan Szabunio już zadeklarował, że w przyszłości nie weźmie udziału w budżecie partycypacyjnym.
Bardzo trafnie na posiedzeniu komisji wypowiedziała się pomysłodawczyni projektu z magnoliami pani Hanna Kotwicka, że zapisy regulaminu są bardzo jasne i wystarczy je stosować. Zastanawia mnie postawa radnego Platformy Obywatelskiej Bartłomieja Jóźwiaka, który niczym komunistyczny prokurator Piotrowicz próbował udowodnić, że wynik budżetu jest jaki jest, bo lud tak chce. Platforma powinna się zastanowić, czy prawdziwy w tej partii jest Borys Budka broniący niezależności sądów od polityków PiS, czy prawdziwy jest Bartłomiej Jóźwiak broniący niezależności Michała Zaleskiego od prawa stanowionego przez Radę Miasta Torunia? Michał Zaleski nie potrzebuje dziś Platformy, by rządzić Toruniem, a Platforma nie ma realnego wpływu na Michała Zaleskiego. Członkowie partii, której jedyną racją bytu w toruńskiej Radzie Miasta jest to, że nie są PiS-em nie powinni zachowywać się tak jak PiS.
Osobiście głosowałem na pandy małe, ale jako wybrany przez mieszkańców Bydgoskiego radny muszę przeciwdziałać naruszeniom. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że radni koalicji wspierającej Michała Zaleskiego będą go kryć. A że nie mieliby na to żadnych argumentów, postanowili nie rozpatrywać wniosku. W związku z tym na najbliższej sesji Rady Miasta złożę ponownie pismo do komisji rewizyjnej. Tym razem zatytułowane dużymi literami “SKARGA”. Może “obrońcy demokracji” się zreflektują…
Dedykuję Panu Tomaszowi Lenzowi,
szefowi regionu kujawsko-pomorskiego Platformy Obywatelskiej
Janek11:44, 21.11.2017
Ewidentne złamanie regulaminu i naruszenie uchwały rady miasta, robienie z ludzi *%#)!& może Najwyższa Izba Kontroli powinna się zainteresować sprawą? 11:44, 21.11.2017
Jan11:56, 21.11.2017
Rządząca w mieście PO robi dokładnie to co PIS w parlamencie. Łamie przepisy, regulaminy i aktywność mieszkańców.
11:56, 21.11.2017
panda16:50, 21.11.2017
Wspieram pandy. Siłowni od metra ( Piekarskie Górki, Zajęcze Górki, Reja, Park na Bydgoskim, teraz SP nr 13!, ale ćwiczących brak. 16:50, 21.11.2017
Kung Fu Panda20:49, 21.11.2017
13 1
Niech pandy wygrają zgodnie z regulaminem, to nie będzie problemu.
Pomijając fakt, że pandy będą za biletowanym płotem, a regulamin budżetu mówi, że projekt musi być ogólnodostępny. Może Cinema City sobie odnowi tapicerkę na fotelach w sali B4 i też będzie fajnie. 20:49, 21.11.2017