- Zwolennicy Mikołaja tłumaczą innym, że Gwiazdor jest komunistyczny, postsowiecki, a swoją nazwę bierze od Gwiazdy Czerwonej - mówi Agnieszka Kostrzewa z działu folkloru w toruńskim muzeum etnograficznym. - Co oczywiście jest nieprawdą. Gwiazdor jest znacznie starszy niż komunizm.
- Kto właściwie przynosi nam prezenty: Gwiazdor czy Mikołaj?
- To zależy gdzie. W Toruniu są dwie frakcje, bo mieszkają tu ludzie z różnych miejsc Polski: jedni uważają, że Mikołaj, inni, że Gwiazdor. Ci, którzy optują za Gwiazdorem, najczęściej pochodzą z Wielkopolski, Kujaw Zachodnich, Kaszub, Kociewia – generalnie można powiedzieć, że z byłego zaboru pruskiego. Mikołaj wygrywa we wschodniej i centralnej Polsce, na wschodnich Kujawach.
Współcześnie prowadzi to do zabawnych sytuacji: gdy zwolennicy Mikołaja tłumaczą innym, że Gwiazdor jest komunistyczny, postsowiecki, a swoją nazwę bierze od Gwiazdy Czerwonej. Co oczywiście jest nieprawdą. Gwiazdor jest znacznie starszy niż komunizm. To postać związana z czasami przedchrześcijańskimi, z czasem przesileń. Gdy cały świat pogrążał się w chaosie i trzeba było zrobić coś, by zapewnić mu dalszą przyszłość, wtedy pojawiali się kolędnicy, a z nimi – Gwiazdor. W kulturze wiejskiej Gwiazdor niekoniecznie początkowo był więc przypisany wyłącznie do Bożego Narodzenia, choć i wtedy się pojawiał. Przychodził, straszył dzieci, jeśli były grzeczne, dawał im trochę orzechów albo owoców i tyle.
- Jak wyglądał? Podejrzewam, że daleko mu było do znanego nam dziś wizerunku grubego pana z białą brodą?
- Gwiazdor był ubrany w kożuchy. Miał obowiązkową rózgę, często także dzwonek. Ale miał i brodę, często całkiem sporą, zrobioną ze słomy czy pakuł.
- Brzmi raczej strasznie.
- Bo Gwiazdor miał być straszny. Był przybyszem nie wiadomo skąd, z innego świata, tak jak wszystkie postaci kolędników.
- W takim razie skąd się wziął znany nam Święty Mikołaj – ten jowialny starszy pan w czerwonym kubraczku?
- Uściślijmy: pan w czerwonym kubraku to nie jest Święty Mikołaj, tylko Santa Claus. Święty Mikołaj był biskupem, którego już od średniowiecza wspominano w grudniu w całej Europie. Jego obecność w polskiej tradycji jest potwierdzona już w XIII wieku, mowa o nim np. w Kazaniach Świętokrzyskich. Uważany był za bardzo hojnego biskupa, który wspomagał biednych.
Najbardziej chyba znana legenda mówi o tym, jak umożliwił zamążpójście ubogim pannom, którym przez trzy dni wrzucał bryły złota. Według niektórych wariantów legendy bryły te miały wpaść do trzewików suszących się przy piecu, stąd w wielu miejscach zwyczaj wystawiania butów czy wywieszania skarpet przy kominku. Buty po raz pierwszy pojawiły się w 1427 roku w Holandii. Ubodzy wierni wystawili je w kościele w Utrechcie 5 grudnia, oczekując na pomoc bogatszych obywateli.
Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie, do Polski dotarł w XVIII wieku. Zachowała się nawet książeczka, której autor, ksiądz, pisał, że rodzice chrześcijańskich dziatek powinni w noc świętego Mikołaja podkładać dzieciom podarki. Oczywiście pod warunkiem, że pociechy były grzeczne i pobożne; te niegrzeczne miały dostać rózgę, ku pocieszeniu czasem srebrzoną. Bo święty Mikołaj nie tylko nagradzał, ale i karał. Co ciekawe: w niektórych miejscach Europy Mikołaj pojawia się już we wczesnym adwencie, w Holandii nawet w pierwszą sobotę po świętym Marcinie. Obserwuje zachowanie dzieci, towarzyszą mu pomocnicy, nie zawsze mili. I tak na przykład w Holandii dzieci wierzą, że święty Mikołaj – czyli Sinterklaas - przypływa do nich z Hiszpanii w towarzystwie Czarnego Piotrusia.
- A co z tym Mikołajem w kubraczku?
- Do nas trafił ze Stanów, ale historia jest bardziej skomplikowana. W Stanach Zjednoczonych współistniały tradycje anglosaskie i holenderskie. W tradycji Wielkiej Brytanii istniała taka postać jak Father Frost, coś w rodzaju Dziadka Mroza. To była postać przedchrześcijańska, podobnie jak nasz Gwiazdor. Miała przynosić dostatek i zaprowadzać porządek: pilnować, żeby zima w odpowiednim czasie odeszła i pojawiło się lato. Gdy kolonizowano Nowy Świat, w Nowym Jorku, który wtedy był jeszcze Nowym Amsterdamem, pojawili się Holendrzy ze swoją tradycją Sinterklaasa – adwentowego darczyńcy.
Z połączenia tradycji brytyjskich i holenderskich powstał miks – odnotowany zresztą w literaturze pięknej: znamy książeczkę z tamtych czasów opowiadającą o odwiedzinach świętego Mikołaja. Sinterklaasa przemianowano w niej na Santa Clausa. Opisano zwyczaje holenderskie i trochę zmniejszono postać świętego Mikołaja. W kolejnej publikacji już był całkiem mały, żeby mógł wejść do mieszkania przez komin. Przychodził już 24 grudnia – a właściwie przyjeżdżał zaprzęgiem i przynosił podarki. Holenderski Sinteklaas przybywał na latającym koniu – stąd pewnie późniejsze latające renifery. Taki wizerunek coraz bardziej się upowszechniał.
Dopiero w latach 20. XX wieku artysta przygotowujący kampanię reklamową dla Coca-Coli zaadaptował do niej małego Santa Clausa. Przywrócił mu słuszne rozmiary, ujednolicił jego strój – i tak powstał znany nam święty Mikołaj – Santa Claus. Upowszechnil się błyskawicznie, a że kultura amerykańska była dość ekspansywna, trafił również do Europy a nawet do Japonii. A w Europie szybko zastąpił swoich poprzedników.
Pioter21:26, 25.12.2015
Ni ma ;/
amberka23:05, 25.12.2015
Dla mnie to zawsze będzie Mikołaj, a nie żaden tam gwiazdor :)
2 0
Dla mnie na odwrót, św. Mikołaj przychodzi tylko 6 grudnia, a 24 grudnia
- Gwiazdor
2 0
Dla mnie 24 grudnia przychodzi Gwiazdor z prezentami lub rózgą, a św. Mikołaj zjawia się tylko 6 grudnia