To miał być wielki sukces policji, ale wszystko wskazuje na to, że skończy się wielką kompromitacją. Policjanci z Aleksandrowa chwalili się ujawnieniem ogromnej plantacji marihuany. Okazało się jednak, że to... samosiejka.
Sprawa miała swój początek w lipcu 2019 roku. To wtedy policjanci poinformowali, że w rejonie rzeki Wisły w Słońsku Dolnym, niedaleko Ciechocinka na 4 hektarach pola prowadzona jest plantacja marihuany. Funkcjonariusze zabezpieczyli wtedy ponad 15 tysięcy krzewów konopi w różnej fazie wzrostu. Zabezpieczone krzaki miały od 30 cm do 1,5 metra wysokości.
- Z takiej ilości zabezpieczonych krzewów można uzyskać około 330 kg marihuany o wartości 5,5 mln zł - mówiła policja.
Jak podaje emitowany od 2000 roku na antenie TVN Superwizjer wszystko na to wskazuje. Reporterzy dotarli do informacji, z których jednoznacznie wynika, że doszło do ogromnej pomyłki, a być może nawet i próby "wrobienia" niewinnych osób w przestępstwo. Pole, na którym odkryto konopie od kilku lat dzierżawił Marcin Kowalczyk, lokalny przedsiębiorca. Przez telefon dowiedział się, że na jego polu zaroiło się od mundurowych.
- Sąsiad powiedział, że coś się dzieje na Kępie, jest dużo policji. [...] Wsiedliśmy w swoje samochody (ze współpracownikiem - przyp. red.) i pojechaliśmy tam zobaczyć o co rzeczywiście chodzi
- mówi w programie Marcin Kowalczyk.
Policjanci byli przekonani, że znalezione na polu rośliny, to narkotyk. Zdaniem bohatera materiały, komendant miał mówić, że była to celowa uprawa marihuany, a przesłuchanie skończyło się zatrzymaniem. W sprawie pojawiły się jednak nowe informacje. Okazało się, że na polu rosła... samosiejka, która może być pozostałością po uprawie w tym miejscu konopi wykorzystywanych do przemysłu. Tak wykazały zresztą badania. Jak informują reporterzy Super Wizjera, w laboratorium pojawiły się jednak jeszcze inne próbki, które tym razem zawierały THC. Przekonują, że zostały one dostarczone przez wysoko postawionego policjanta, który miał pojawić się na polu samemu i stamtąd zabrać rośliny.
Dziennikarze Superwizjera zwrócili się o komentarz w sprawie do komendanta policji i naczelnika wydziału kryminalnego. Ten drugi odmówił komentarza. Szef mundurowych zasłaniał się z kolei tym, że wszystkie działania nadzorowała aleksandrowska prokuratura.
Pokrzywdzony przedsiębiorca chce jednak walczyć o sprawiedliwość w sądzie, ale sprawy są cały czas umarzane. Nie zamierza jednak rezygnować.
A cały materiał wyemitowany na antenie TVN można zobaczyć TUTAJ.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz