Od miesięcy w jednej z toruńskich podstawówek dochodzi do aktów wandalizmu. Skala zniszczeń jest tak duża, że nauczyciele zdecydowali się na nietypowy krok i zaapelowali bezpośrednio do rodziców.
W Szkole Podstawowej nr 32 w Toruniu narasta problem, z którym placówka nie potrafi sobie poradzić. Chodzi o powtarzające się akty wandalizmu, do których dochodzi na terenie szkoły. Zniszczenia obejmują zarówno pomieszczenia sanitarne, jak i przestrzenie wspólne, a ich usuwanie generuje coraz większe koszty. Sprawcami całego zamieszania są uczniowie szkoły. Sprawę opisało O2.
Jak relacjonują nauczyciele, sytuacja trwa od miesięcy. Naprawy są wykonywane na bieżąco, jednak po krótkim czasie pojawiają się kolejne szkody. Dyrekcja i pedagodzy przyznają, że skala problemu zaczęła ich przerastać.
Wobec braku efektów rozmów z uczniami, jeden z pedagogów, Tomasz Strużanowski, zdecydował się napisać list do rodziców i opiekunów. Celem było zwrócenie uwagi dorosłych na to, co dzieje się w szkole, i próba dotarcia do informacji o sprawcach zniszczeń.
W liście opisano skalę wandalizmu, z jaką mierzy się placówka. Jak podkreślono, zniszczenia są widoczne gołym okiem i obejmują wiele elementów infrastruktury szkolnej.
Uszkadzane są ściany, drzwi i wyposażenie toalet, pojawiają się wulgarne napisy, a urządzenia sanitarne są celowo demolowane i zapychane. Zniszczenia obejmują także szafki w szatniach oraz meble ustawione na szkolnych korytarzach.
Z relacji pedagoga wynika, że mimo podejmowanych prób rozmów z uczniami, szkoła nie uzyskuje żadnych konkretnych informacji. Nikt nie wskazuje sprawców, a nauczyciele spotykają się z wyraźnym oporem.
Uczniowie zaznaczają, że nie zamierzają być „konfidentami”, „kapusiami”, „kablami” ani „sześćdziesionami”, co w praktyce oznacza całkowity brak współpracy i brak wskazania osób odpowiedzialnych za zniszczenia.
W liście wspomniano również o szczególnie bulwersującym incydencie, gdy jeden z uczniów miał wydalić się na podłodze w szatni wychowania fizycznego.
Rodzice uczniów, którzy rozmawiali z dziennikarzami O2, przyznali, że nie mieli wcześniej wiedzy o tym, co dzieje się w szkole. Jak podkreślają, list był dla nich pierwszym sygnałem, że problem ma tak poważny charakter.
Z kolei wicedyrektor szkoły Agnieszka Nowak potwierdziła, że placówka wciąż liczy straty finansowe.
– Nie będzie nadużyciem, jeżeli stwierdzimy, że wartość zniszczeń to kilka tysięcy złotych – powiedziała.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz