Energa Toruń próbuje ostatecznie rozliczyć się ze swoją byłą zawodniczką, Victorią Macaulay. Problem jednak w tym, że pieniądze wciąż do niej nie dotarły. Wszystko przez agenta zawodniczki, który podał niewłaściwy… numer konta.
Przypomnijmy. 10 lutego 2016 roku, w meczu przeciwko Pszczółce AZS UMCS Lublin, Amerykanka odmówiła ówczesnemu trenerowi, Elmedinowi Omanicowi, ponownego wyjścia na boisko.
Na wniosek trenera zarząd klubu ukarał ją, zgodnie z regulaminem wewnętrznym klubu, który zawodniczka zobowiązała się przestrzegać zapisem w kontrakcie karą 100 % miesięcznego wynagrodzenia.
- Amerykanka nie zgodziła się z tym i skierowała sprawę do Basketball Arbitral Tribunal. Arbitraż stwierdził, że wzięła udział w części spotkania, stąd też zasądził na rzecz zawodniczki 33% wynagrodzenia oraz podzielił koszty sądowe pomiędzy zawodnika i klub – czytamy w oświadczeniu klubu z Torunia.
Klub chcąc rzetelnie wywiązać się ze swojego zobowiązania wysłał do agenta zawodniczki, Lorenzo Gallotiego, zapytanie o aktualny numer konta, na który ma przesłać należne kwoty. Po dwóch dniach od otrzymania numeru konta przesłał należne środki. Potwierdzenia przelewów zostały wysłane e-mailowo na adres agenta oraz FIBA.
- Okazało się, że Lorenzo Gallotti przesłał do klubu oraz FIBA błędny numer konta (do czego sam się przyznaje w piśmie do FIBA). W konsekwencji błędu popełnionego przez niego pieniądze krążą między bankami. Klub wniósł do trybunału wniosek o zniesienie sankcji, wyznaczenie terminu ponownego wysłania środków oraz zapytanie, kto ma ponieść koszty związane z błędem pana Gallotiego (koszty operacji bankowych i przelewów). Niezwłocznie po zwrocie środków na konto klubu i otrzymaniu odpowiedzi od FIBA klub ponownie przeleje należne środki. Zaistniałe zdarzenie nie powstało z winy klubu – czytamy dalej w oświadczeniu.
Czy sprawa znajdzie swój szczęśliwy finał?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz