Chociaż związana z naszym regionem to największe sukcesy odnosi za zachodnią granicą. Udało jej się zagrać u Petera Greenawaya. W Niemczech jest gwiazdą kina i telewizji, mimo to zawsze pamięta o Toruniu, mieście swojego dzieciństwa.
Anna Antonowicz - polska aktorka filmowa i teatralna odnosząca sukcesy w Niemczech
Urodziła się pani we Włocławku, dzieciństwo i okres dorastania spędziła w Toruniu a obecnie mieszka pani za granicą, w Berlinie. Które z tych miejsc nazywa pani domem?
- To bardzo trudne pytanie. Nie definiuję domu w sposób jednoznaczny. Teraz mam swój dom w Berlinie i to jest miejsce, gdzie mieszkam razem z moim synem, więc to jest mój dom. Skłamałabym jednak gdybym powiedziała, że w Toruniu... nie mam domu. Bo tutaj mieszkają moi rodzice, i to ciągle w tym samym mieszkaniu, w który mieszkaliśmy, kiedy przeprowadziliśmy się do Torunia. Toruń to też mój dom, ale dom zupełnie inny, ten z dzieciństwa. Mój dojrzały dom jest w Berlinie.
Człowiek, który ma tylko jeden dom jest ubogi?
- Pewnie dla wielu ludzi, którzy nie mieli szczęśliwego domu z dzieciństwa ten dom lat dorosłych jest jedyny, ostateczny. Mój dom w Toruniu był szczęśliwy. Myślę, że cechą artystów jest noszenie „domu” w sobie. Przemieszczamy się cały czas, jesteśmy w drodze i to jest trochę uzależnienie od chęci wolności i powrotu do stabilizacji. Według mnie to uczucie, które każdy ma we wnętrzu. Może na jakiś czas je gubi, ale potem je odnajduje.
fot. Tomasz Berent
Największe sukcesy osiągnęła pani występując w niemieckich produkcjach, jakie były pani początki kariery za granicą?
- Właściwie na początku poszło bardzo łatwo. Zgłosiłam się do agencji w Kolonii, która reprezentowała polskich i niemieckich aktorów – to była moja pierwsza agencja. Od razu udało mi się dostać na casting i od razu dostałam rolę. Początek nie był trudny, potem było trudniej. Teraz jest raz lepiej raz gorzej, ale jestem szczęśliwa. Pracuję w dobrych produkcjach.
Czym przede wszystkim różni się praca aktora w Polsce i w Niemczech?
- Dawno nie pracowałam na planie w Polsce także trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że te standardy są obecnie bardzo podobne. Jestem zadowolona z pracy w Niemczech. Tam wszystko jest uporządkowane, to daje mi to poczucie bezpieczeństwa a dzięki temu mogę pracować tak jak chcę, nie muszę się martwić o milion innych spraw, nie muszę martwić się o ludzi, którzy o mnie dbają. Nigdy nie mogłam narzekać na atmosferę i warunki pracy w Niemczech.
Nie żałuje pani, że przez ten nawał pracy w Niemczech nie występuje pani zbyt często w Polsce?
- Propozycji z Polski nie mam za dużo. Nie istnieję na polskim rynku. Myślę, że rynek jest bardzo często związany z obecnością w teatrze, albo jak widzimy – z obecnością w mediach, w serwisach plotkarskich, tego mi zdecydowanie nie brakuję. Jeżeli będę miała okazję pracować przy jakimś interesującym projekcie w Polsce, to będę bardzo szczęśliwa.
W Niemczech zagrała pani m.in. w najstarszym serialu emitowanych w tamtejszej telewizji. Jak pani tam trafiła?
- To była moja druga praca i dzięki niej zdecydowałam się na przeprowadzkę do Niemiec. Wtedy potrzebne były pozwolenia na pobyt w Niemczech i pozwolenie na pracę. W momencie, kiedy dostałam propozycję, aby tam zagrać produkcja Linderstrasse załatwiła wszystkie formalności. Grałam tam przez sześć lat, potem rozwiązałam stałą współpracę i pojawiałam się od czasu do czasu. Teraz nie współpracujemy, bo nie widziałam miejsca na historię mojej postaci. W tej chwili jestem zadowolona, że się rozstaliśmy. To była dobra opcja, na tamten czas. Teraz potrzebowałam nowych wyzwań. Serial daje poczucie bezpieczeństwa, ale często usypia aktora.
Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym?
- Mam nadzieję, że zeszłam z niej niepokonana (śmiech). Każdy musi zdecydować sam, kiedy jest ten właściwy moment. Bardzo szanuję kolegów, którzy nigdy nie odeszli z tej produkcji. Każdy jest odpowiedzialny za coś i stabilizacja to także decyzja, którą trzeba uszanować.
Niemcy starają się, aby aktorzy, zwłaszcza ci obcego pochodzenia, grali samych siebie, to jest – Turek zagrać powinien Turka, Polak, Polaka. Pani Polki w tym serialu nie grała?
- Nie i to był mega fart. Udało mi się ich trochę oszukać na castingu. Wykorzystałam ich niewiedzę. 10 lat temu cały blok wschodni był dla wielu Niemców jedną wielką masą, więc wszyscy myśleli, że Polska to prawie jak Rosja, a Rosja to prawie to samo, co Mołdawia. No i tak zagrałam Mołdawiankę. Miałam kilka scen po rosyjsku, nie było to bardzo trudne. Postać, jaką grałam – Nastia – bardzo szybko się zintegrowała w Niemczech i moja przeszłość nie grała później jakiejś wielkiej roli.
fot. Tomasz Berent
Gdzie łatwiej jest się przebić, w Niemczech czy w Polsce?
- Nie wiem, czy łatwo jest w Polsce. W Niemczech jest trudno, bo to ogromny rynek. Oni produkują znacznie więcej niż my, bardzo popularne są filmy telewizyjne, które rzadko widzimy w Polsce. Rynek aktorów jest ogromny, przez to, że mają oni bardzo dużo szkół prywatnych. W Niemczech nie jest łatwo się przebić, ale dla mnie, ze względu na staż pracy, jest łatwiej.
Czuje się pani ambasadorką polskiej kultury i sztuki w Berlinie?
- Tak! Staram się promować polską kulturę i sztukę. Ostatnio udało mi się zabrać kilku przyjaciół na premierę spektaklu w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego podczas festiwalu Premiery Francuzów. On się im bardzo spodobał. Staram się promować polską kulturą i Toruń, bo to miasto bliskie mojego sercu. Niemcy kojarzą mnie z Polską, chciałabym natomiast, aby nie kojarzyli Polski ze złodziejami samochodów. Powinni kojarzyć Polskę z niesamowitą kulturą i niesamowitymi artystami, co wydaje mi się coraz częściej ma miejsce wśród inteligencji.
Stereotyp się zmienia?
- Myślę, że tak. Niestety zawsze pozostaną dowcipy, ale z drugiej strony, może to dobrze? Oni trochę się z nas śmieją, my się z nich śmiejemy. Wydaję mi się, że czasami Niemcy są bardziej tolerancyjni wobec Polaków, niż Polacy wobec Niemców. Widzę to, kiedy przyjeżdżam do Polski, to mnie dziwi i trochę chciałabym być także ambasadorką Niemców. Przeważnie kojarzymy ich z Hitlerem, a ja wiedzę, że to naród ludzi, którzy są bardzo otwarci, potrafią być dobrymi ludźmi.
Co dały pani występy w produkcjach niemieckich, czego nie otrzymałaby pani w Polsce?
- To trudne pytanie. Może opowiem, co było dla mnie największym szokiem – niemieccy aktorzy najwyższej klasy nie mają potrzeby samopromocji, ich życie artystyczne nie jest tylko na zewnątrz. Nie chodzi o super auta a wręcz przeciwnie! Oni stawiają na oszczędność – to dla nich jakość sama w sobie. Nauczyłam się tam pewnie dyscypliny, niemieccy aktorzy na planach są bardzo rozpieszczani i szybko można się do tego przyzwyczaić (śmiech). Warsztat pracy jest bardzo podobny. Myślę, że mieszanka takiej niemieckiej formy i intuicyjnego grania, co widzimy u polskich aktorów, mnie bardzo inspiruję i staram się to ze sobą łączyć i nad tym pracować.
Przyznała pani, że stara się promować Toruń, który pogardliwie bywa nazywany najbardziej wysuniętym na wschód niemieckim miastem. Czego konkretnie brakuje pani z Torunia najbardziej? Poza domem rodzinnym rzecz jasna. Za czym pani tęskni?
- Tęsknie za moim osiedlem. Poczuciem różnorodności ludzi. Tęsknie za starówką, za wieloma zakątkami. Kiedy dzisiaj spacerowałam po Toruniu to przypomniałam sobie, jak jako dziecko chodziłam razem z braćmi na różne zajęcia m.in. do klubu Elana, do Młodzieżowego Domu Kultury. Mam swoją sentymentalną drogę szlakiem toruńskich wspomnień, która na pewno kończy się w Teatrze Wilama Horzycy, gdzie pierwszy raz byłam w teatrze, zarówno jako widz, jak i jako aktorka. Tęsknie też za takim poczuciem, że wszystko jeszcze przede mną. Kiedy tutaj mieszkałam miałam tyle marzeń, żeby wyjechać, zwiedzić świat, poznawać ludzi i zostać dobrą aktorką – za tymi czasami tęsknie.
Debiut na deskach teatru to pamiętne wydarzenie, dla każdego aktora. Jak wspomina pani moment, kiedy pierwszy raz stanęła na scenie Teatru Wilama Horzycy?
- To była bardzo mała rola. Grałam z koleżanką – Anetą Mancewicz, grałyśmy diabła w Weselu, który wyreżyserowała Krystyna Meissner, ówczesna dyrektor teatru. Było to niesamowite przeżycie, bo mogłyśmy się urwać ze szkoły, być wśród aktorów, zarobiłyśmy pierwsze pieniądze! Potem zagrałam w Horzycy u Anny Augustynowicz i to była zupełnie inna rola. Ta magia sceny, co przeżyłam w garderobie, to mnie zachwyciło i popchnęło w stronę aktorstwa.
fot. Tomasz Berent
Wspominaliśmy o sentymentalnej ścieżce szlakiem toruńskich wspomnień a jak jest z Berlinem? Kiedy przyjeżdżają tam pani przyjaciele z Polski, co im pani pokazuje?
- Berlin jest bardzo różnorodny i zawsze ciężko wybrać, co pokazać? Myślę, że jeden dzień to zdecydowanie za mało. Jeśli miałabym coś polecać to na pierwszym miejscu byłoby zwiedzanie różnorodnego Berlina. Żeby przejść przez Wschodni Berlin, zobaczyć alternatywne dzielnice. Żeby trochę nacieszyć się jego atmosferą. W Berlinie jest wiele narodowości, tego w Toruniu nie ma.
W Toruniu spotykamy się na niepokornym festiwalu – Tofifeście. Niepokorność to według pani cecha prawdziwego artysty?
-Tak. Nie wiem, czy każdego, ale to moja cecha!
Jest pani niepokornym, polsko-niemieckim twórcą?
-Bardziej krnąbrnym niż niepokornym. Zawsze się buntowałam, ciągle to lubię. Lubię pracować z reżyserami niepokornymi, gdzie praca polega na akcji i reakcji. To nie jest kłótnia, ale przy takich okazjach odkrywam trochę "inną siebie".
„Każdy artysta ma w sobie bunt”, zgodzi się z tym pani?
- Nie wiem, czy każdy. Nie lubię generalizować. Każdej tezie można pewnie zaprzeczyć. Mogę mówić tylko o sobie, ja mam w sobie bunt. Czasami on przybiera formę tęsknoty za nieograniczoną wolnością, czasami to poszukiwanie bezgranicznej fantazji. Dzięki temu, że jestem mamą, mój syn pozwala mi zejść na ziemie. Tęsknota, krnąbrność, bunt to dla mnie siłą napędowa do dalszej pracy.
eve08:44, 28.10.2015
2 0
Boże! Uwielbiam ją! Więcej takich rozmów!!!!!!!! 08:44, 28.10.2015
Transmarek10:46, 28.10.2015
2 0
Pani Ania wydaje się bardzo inteligentna osoba, która nie daje się zwariować w porównaniu do wielu aktorów grających w PL. 10:46, 28.10.2015
amberka11:54, 28.10.2015
2 0
Bardzo ciekawy wywiad. Fajnie, że Ania osiągnęła taki sukces. Szkoda tylko, że niemieckie kino nie jest u nas zbyt popularne i rzadko widujemy ją na ekranie telewizora. 11:54, 28.10.2015
Pirydoksyna12:51, 28.10.2015
2 1
Fajny wywiad, nie wiedziałam, że ona jest z Toruni. 12:51, 28.10.2015
psipysk13:54, 28.10.2015
7 0
Ona jest z Włocławka:) 13:54, 28.10.2015
Brudny_Sanczez15:08, 28.10.2015
2 0
"Lubię pracować z reżyserami niepokornymi, gdzie praca polega na akcji i reakcji"
i zagrała w największej niemieckiej operze mydlanej. O mein Gott! :) 15:08, 28.10.2015
Artur 11:10, 30.10.2015
2 0
Raczej rodowita włocławianka wychowana w Toruniu :) 11:10, 30.10.2015