Toruńskie jadłodzielnie od kilku tygodni są tematem gorącej dyskusji. Choć organizatorzy chwalą się pierwszymi efektami remontów i obiecują zmiany, nie wszyscy mieszkańcy patrzą na projekt z entuzjazmem. Do naszej redakcji napisała mieszkanka Rubinkowa, która w ostrych słowach skrytykowała funkcjonowanie jadłodzielni przy Manhattanie.
Niecałe dwa tygodnie po publikacji naszego artykułu o złym stanie technicznym toruńskich jadłodzielni, organizatorzy poinformowali o remoncie pierwszego punktu – tej najstarszej, przy ul. Działowskiego. Lodówka została odmalowana, odświeżona i wyposażona w nowe elementy, a wkrótce mają zostać przeprowadzone kontrole techniczne.
– Pierwsza i najstarsza toruńska Jadłodzielnia odremontowana. Pozostało gruntowne sprzątanie i mamy przywrócony dawny blask. Zapraszamy do korzystania i dzielenia się
– przekazali organizatorzy w mediach społecznościowych.
[ZT]71818[/ZT]
Mimo to wielu mieszkańców twierdzi, że sama kosmetyka nie rozwiązuje najważniejszego problemu.
Głos w tej sprawie zabrała nasza czytelniczka, która mieszka w pobliżu jadłodzielni na Rubinkowie. W liście do redakcji opisuje codzienne sytuacje, które – jak twierdzi – zamieniły jej okolicę w miejsce niebezpieczne i uciążliwe dla mieszkańców.
– Ktoś, kto wymyślił te jadłodzielnie, powinien za to dostać tęgie baty. Przy tych punktach od rana do nocy siedzą bezdomni, piją alkohol, krzyczą, zaczepiają ludzi. Strach przechodzić obok
– napisała kobieta.
W jej ocenie jadłodzielnie, które miały nieść pomoc, stały się miejscem spotkań osób w kryzysie alkoholowym. – Lokatorzy z pobliskich bloków mają dość. Bezdomni nocują na klatkach schodowych, włamują się do pomieszczeń i cuchnie w całych budynkach. Nikt nie reaguje – podkreśla czytelniczka.
Mieszkanka apeluje, by miasto nie ograniczało się do akcji naprawczych, ale zajęło się problemem szerzej. Jej zdaniem potrzebne są rozwiązania systemowe – leczenie uzależnień i zapewnienie schronienia bezdomnym, zamiast utrzymywania punktów, które, jak mówi, „koncentrują patologię społeczną”.
– Ich trzeba przymusowo leczyć, a nie pomagać im w bezkarnej egzystencji na ulicy. To nie jest pomoc, tylko przymusowa gehenna dla mieszkańców – napisała na zakończenie.
Inicjator projektu, Michał Piszczek z Sercowni Toruń, zapowiada jednak, że zmiany dopiero się zaczynają. Jak podkreśla, w opiekę nad jadłodzielniami mają być aktywnie włączeni ludzie w kryzysie bezdomności, co ma pomóc im w usamodzielnianiu się i integracji społecznej.
W Toruniu działa obecnie pięć jadłodzielni – na Manhattanie, przy ul. Waryńskiego, Sukienniczej, Zbożowej i w Sercowni przy Legionów. Wszystkie czynne są przez całą dobę.
0 0
Z cebulactwem ciężko walczyć. Ludzie przynoszą śmieci. Dosłownie. Zgniłe, zepsute warzywa i owoce, stare mięso itd. Np. Przy targowisku manhatan tak robia. Dosłownie wkładają tam śmieci i co ciekawe jak cos lepszego to zabierają bogacze w mercach i bmw XDD stoisz patrzysz i nie wierzysz. Ludzie myślą ze jak bezdomny to moze zjeść zepsute mięso czy warzywa albo wypić ściśnięte mleko.