Wyciąganie wraku z Wisły trwało ponad godzinę Fot. A. Wesołowska
Niski poziom Wisły pomógł. W końcu udało się wyciągnąć audi, które w styczniu stoczyło się do Wisły.
Samochód utonął zimą, ale dopiero teraz, kiedy woda w rzece opadła do rekordowo niskiego poziomu, mundurowym udało się określić dokładne położenie wraku. Akcja wyciągania samochodu trwała ponad godzinę.
Najpierw płetwonurek musiał zejść pod wodę i zaczepić liny pod audi, tak, żeby można było je wyciągnąć.
- Nie bylo to specjalnie trudne zadanie - mówi Szymon Denis z centrum nurkowego Akwanauta. - Wcześniej wyławiałem już wraki, m.in. barki, więc podczepienie audi poszło szybko.
Ale samo zaczepienie samochodu to dopiero początek. Przed fachowcami była jeszcze długa droga.
- Specjalna koparka, która stoi na barce, będzie podnosiła samochód - mówił jeszcze przed akcją Wojciech Lewko, prezes toruńskiego oddziału Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, samochód trafi na barkę i zostanie przewieziony do żwirowni, a stamtąd - wyciągnięty na brzeg.
I tak się stało. Samochód - choć z drobnymi przeszkodami - ostatecznie wylądował na barce.
Na miejsce przyjechał też właściciel zatopionego samochodu. To on zapłacił za wynajęcie barki i koparki. WOPR pomógł bezpłatnie, tak samo jak policja wodna. Auto prawdopodobnie wyląduje na złomie.
Przypomnijmy, samochód stoczył się do Wisły w styczniu br. Jego właściciel, gdańszczanin, zostawił je na parkingu przy Bulwarze Filadelfijskim, niedaleko ul. Warszawskiej. Nadal zagadką jest, jak auto wylądowało w rzece. Właściciel zapewniał, że samochód stał zaparkowany równolegle do brzegu rzeki. Żeby wpaść do wody, audi musiało pokonać żywopłot (tam odpadła tablica rejestracyjna), stopnie nabrzeża i krawężnik. Świadkowie widzieli, jak audi płynie ok.100 metrów z nurtem rzeki, a potem tonie.
Mundurowi próbowali wyciągnąć samochód już zimą, ale dwa podejścia spełzły na niczym. Nurt był wtedy za silny, a widoczność w wodzie za słaba, aby precyzyjnie ustalić, gdzie jest samochód.