Z ortografią i interpunkcją nie mają większych problemów. Po raz trzeci pracownicy Urzędu Marszałkowskiego wzięli udział w dyktandzie. Jak im poszło? Czy z zasad korzystają również w codziennej pracy?
Chrzest Polski i zbliżające się obchody jego rocznicy były tematem tekstu tegorocznego dyktanda. Jak przyznają językoznawcy zadanie nie należało do wyjątkowo trudnych. Tekst zawierał jednak nieoczywiste zawiłości językowe i to mogło sprawić sporo trudności.
- Układając tekst tego dyktanda staraliśmy się nie umieszczać w nim takich słów, które podkreśli nam edytor. Taka jest rzeczywistość, że z reguły piszemy na komputerze, dlatego w naszym dyktandzie znalazły się rzeczy, których edytor nie wyłapie, albo zrobi to w sposób nieprawidłowy - tłumaczy dr Ewa Walusiak-Bednarek, która już po raz trzeci przeprowadziła dyktando. - Najtrudniej według mnie było z nazwami własnymi, reguły nie są w tym przypadku jednoznaczne.
Urzędnicy, którzy sami chcieli sprawdzić swoje umiejętności przyznają, że łatwo nie było.
- Nie spotykamy się raczej z takim słownictwem, to nie było dla nas łatwe zadanie - wyjaśnia Edyta Macieja-Morzuch, dyrektor departamentu promocji. - Dla nie największym wyzwaniem były wyrazy łączone, one zawsze sprawiają mi sporą trudność. Jako team urzędnicy daliśmy radę.
W pracy urzędnika bardzo ważne jest, aby pisać w sposób najbardziej zrozumiały dla przeciętnego "petenta", tego typu sprawdziany znajomości zasad polskiej ortografii i interpunkcji to okazja, aby jeszcze lepiej operować językiem polskim.
- W niektórych miastach podjęto taką inicjatywę, aby teksty urzędowe przepisywać stosując język potoczny. Potem językoznawcy badali skuteczność tych pism. Okazuje się, że kiedy odbiorca rozumie tekst, chętniej i łatwiej na niego zareaguje - dodaje Walasiuk-Bednarek.
Po sprawdzeniu dyktand urzędnicy poznali wyniki konkursu. Najlepsi otrzymali nagrody.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz