Zamknij

"Warto rozmawiać - póki jest wola i chęć ze strony mieszkańców"

11:47, 28.03.2017
Skomentuj Tak prezentuje się tablica byłej Rady Okręgu Stawki, fot. Olgierd Kędzierski Tak prezentuje się tablica byłej Rady Okręgu Stawki, fot. Olgierd Kędzierski

Feedback inspiruje. To niesamowite, ile informacji zwrotnej i jak różnymi kanałami otrzymałam od znajomych i nieznajomych po zaledwie pięciu felietonach! Są Państwo niesamowici, narodziły się nowe pomysły, nowe znajomości, nowe inicjatywy. Dziękuję i zdecydowanie proszę o więcej - wszystkimi dostępnymi kanałami komunikacji, jakie przyjdą Państwu do głowy. Bo dzisiejszy tekst chciałabym poświęcić właśnie komunikacji.

Późną jesienią 2016 r. miałam okazję do intensywniejszej komunikacji z bliższymi i dalszymi sąsiadami. Już nie tylko o tym, czy to pora na przesadzanie roślin, komu przybłąkał się nowy pupil i jaki ma fajowy domek na podwórku, komu urodziły się wnuki i jak zdrowie. Poszłam porozmawiać o naszych wspólnych osiedlowych sprawach, a pretekstem były zbliżające się wybory do Rad Okręgów.

Sąsiedzi jak zwykle świetni, zainteresowani, sympatyczni i chętni do pomocy. Ale mieli masę pytań - od zdziwienia, że taki twór w ogóle w Toruniu funkcjonuje, po istotne pytanie o kompetencje Rad. I o ile nad tym pierwszym mogliśmy się pouśmiechać - nad tym drugim nie było nam do śmiechu ani trochę. Żenujące było tłumaczenie, że to lepszy i szybszy dostęp do informacji, skoro wcale się w to nie wierzy (a jak to jest w praktyce opisała niedawno Anna Zglińska w swoim felietonie). Albo że to dużo większe możliwości niż mieliśmy do tej pory w stowarzyszeniu (bo one niestety nie są dużo szersze - jak to wygląda napisała w felietonie Justyna Kardasz). Podpisując listy poparcia i dając nam swego rodzaju mandat do ubiegania się o powstanie rady na Stawkach, mieszkańcy jednocześnie kiwali głową i mówili: że też Wam się chce walczyć z wiatrakami…

Rezultaty widać w Toruniu gołym okiem. Komunikacja dalece kuleje. Nie wystarczy stosowny wydział urzędu miasta, nie wystarczą konsultacje - mieszkańcy potrzebują zielonego światła do prawdziwej rozmowy.

Z pewnością takim światłem nie są wybory do jednostek pomocniczych Rady Miasta Torunia, jakimi mają być w założeniu rady okręgu. Okrojone do minimum kompetencje rad nie zachęcają do społecznego zrywu - dlatego powstało ich tak mało. Nie zachęca do nich także sposób przeprowadzenia głosowań - na budżet partycypacyjny możemy głosować elektronicznie przez kilka tygodni, urny do głosowania są także w wydziałach urzędu miasta, a w ubiegłych latach można było się natknąć na nie także w instytucjach i centrach handlowych.

Elektronicznemu systemowi powierzamy także rejestrację dzieci do placówek edukacyjnych. A do rad okręgu mamy głosować wszyscy na raz, zgromadzeni o jednej godzinie (niekoniecznie przyjaznej osobom pracującym, dzieciatym) w konkretnym dniu. Podobno w przeciwnym razie problemem byłoby zapoznanie się mieszkańców z sylwetkami kandydatów. No cóż, widocznie podobnych problemów mieszkańcy Torunia nie mają przy zapoznawaniu się z projektami za sporą kasę, które wyrosną na ich osiedlach, podobnie jak z ofertą placówek edukacyjnych. A w sprawie radnych okręgowych ten problem występuje. Fenomen wart gruntownego przebadania!

Zachętą do rozmowy nie jest także takie doroczne organizowanie spotkań z mieszkańcami, by pytania na forum publicznym - przy obecności współmieszkańców i mediów, mogły paść po półtorej godziny. W tym roku specjalnie spojrzałam na zegarek. Na Stawkach zaczęliśmy pytać o 19.30, zaś spotkanie rozpoczęło się punkt 18. Rezultatem była moja wydłużająca się z minuty na minutę lista pytań, bo swoje karteczki zostawiali mi sąsiedzi i znajomi, którzy wychodzili w trakcie, wzywani licznymi obowiązkami.

Do dialogu nie zachęca także stwierdzenie, że miasto już rozmawiało z mieszkańcami na temat tego czy innego tematu, że konsultacje się już odbyły, że rozwiązanie to jest zgodne z długofalowymi planami miasta. Ja rozumiem toruński fenomen zasiedziałości - od tylu lat wszak w mieście u sterów pozostaje ta sama ekipa. Ale świat się zmienia, idzie (jeśli nie biegnie) do przodu, ewoluują koncepcje na rozwój miast, a plany są po to, żeby je zmieniać. W Toruniu mamy tak wielu nowych mieszkańców - oni mogą mieć nowy pomysł na to, w jakim mieście chcieliby żyć, mieszkać, sprowadzać na świat dzieci, rozwijać pasje i zainteresowania. Oni również chcą mieć coś do powiedzenia! A może też długoletni mieszkańcy ruszyli w świat, rozejrzeli się trochę, popatrzyli, że można inaczej i mają swoje pomysły?

Warto rozmawiać - póki jest wola i chęć ze strony mieszkańców. Bo w przeciwnym razie może się zdarzyć, że nie tyle nie pójdą do urn kolejny raz. Nie. Raczej spakują walizki i wyjadą szukać szczęścia i zrównoważonego rozwoju tam, gdzie będą słyszani, a ich chęć rozmowy będzie przekuwana na wspólne plany, spójną wizję. Czego raczej sobie i Państwu nie życzę - a jak będzie? Zobaczymy.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%