Toruń: podważa jakość pracy kontrolerów biletów po tym, co zobaczyła w tramwaju

List Czytelniczki z Torunia w sprawie jakości świadczonych usług przez kontrolerów MZK. 

Witam,

piszę do Was z takim zapytaniem, albo z moim spostrzeżeniem na pracę toruńskich kontrolerów w MZK. W czwartek wracałam tramwajem z pracy, na jednym z przystanków wsiedli kontrolerzy biletów. Na tyłach tramwaju gdzie stałam, znajdował się młody mężczyzna, który został poproszony o pokazanie biletu. Tak się składa, ze zlekceważył to, co powiedział do niego kontroler i uśmiechnął się, bo biletu nie posiadał. Kontroler kazał mu wysiąść, mimo że w tramwaju na początku wagonu był drugi kontroler.

Głośno stwierdziłam swoje oburzenie, że jak komuś przekroczy minuta z czasem jazdy to bezczelnie spiszą taka osobę, lub studenta, który nie ma ważnej legitymacji. Nikt nie zareagował na moje oburzenie. Następnego dnia rano jadę do pracy. Tak się składa, że weszło tych samych dwóch kontrolerów do tramwaju. Proszą ode mnie bilet. Pytam się, czy jak nie mam, to mogę wysiąść. Odpowiedź - NIE! (oczywiście miałam bilet). Zapytałam, dlaczego wczoraj tak postąpił? Powiedział, że mogłam z nimi jechać na pętlę jako świadek i spisać mój sprzeciw czy coś takiego.

Oczywiście pomyślałam, że tego tak nie zostawię i zgłoszę to. Teraz kontrolerzy podlegają pod urząd miasta, więc to nie byle kto. Zadzwoniłam wczoraj do urzędu. To, co dzieje się z tymi kanarami to przechodzi ludzkie granice. Wracając jeszcze do biletów czasowych, pamiętam jak zostały wprowadzane. Była informacja, że kontrolerzy będą przymykać oko ma małe minuty przekroczenia czasu. Co na to wszystko urząd miasta? Moim zdaniem Ci panowie traktują tę pracę jak swój własny folwark. Może czas na zmianę?

Pozdrawiam,

Czytelniczka

[ALERT]1582445546556[/ALERT]