Zamknij

"Nie da się nas zignorować. Pominąć. Ubezwłasnowolnić"

20:07, 09.03.2017
Skomentuj Środowy strajk kobiet w Toruniu zgromadził kilkaset osób, fot. Joanna Zdancewicz Środowy strajk kobiet w Toruniu zgromadził kilkaset osób, fot. Joanna Zdancewicz

Kiedy rok temu uczestniczyłam w swojej pierwszej w życiu Manifie, byłam przekonana, że robię to w słusznej sprawie, walczę o ważną ideę. Gdyby jednak ktoś zapytał mnie wtedy, czy czuję, że walczę o swoje prawa, musiałabym się mocno natrudzić z odpowiedzią.

Bo właściwie, to mnie się żyło dobrze. Może czasami uciążliwie, bo nie mamy darmowej antykoncepcji, bo co kilka miesięcy trzeba się umawiać do lekarza, ale poza tym? Zatem szłam dla innych kobiet, tych dyskryminowanych w pracy, maltretowanych we własnych domach.

W tym roku zmieniło się wszystko. I nie jest to tylko moje uczucie. Jak pokazałyśmy podczas Czarnego Protestu, my, kobiety oraz mężczyźni, mamy wspólny interes w obronie praw kobiet, kiedy ktoś próbuje je ograniczać. Walka o równouprawnienie jest naszą, wspólną walką. Z powodu poczucia zagrożenia Polki i Polacy odnaleźli w sobie siłę sprzeciwu i to na niespotykaną skalę. Minęło kilka miesięcy, mamy marzec i niestety, następną okazję do protestowania. Sylwia Kowalska na kolejnych demonstracjach pod Kopernikiem, mówiła, że nie pamięta, aby w którymś roku protestowała tak wiele razy. Ja też nie pamiętam.

W rok od swojej pierwszej Manify i pierwszej w Toruniu od wielu lat, zadaję sobie pytanie - ile można? Ile jeszcze razy trzeba będzie wychodzić na ulicę? Pojawiają się też wątpliwości, bo nie zawsze to coś daje. Rząd coraz lepiej radzi sobie z ignorowaniem głosu kobiet. Do tego przemarznięte nogi, zachrypnięte gardło.

Aby rozwiązywać tego typu problemy w sposób ewolucyjny, nie rewolucyjny, trzeba wziąć się do polityki. To jest narzędzie, którym, jeśli dobrze go wykorzystamy, możemy w realny sposób wpłynąć na to, jak nam się żyje. Owszem, warto wychodzić, ale nie warto robić tylko tego! Jeśli naprawdę nam zależy na naszych postulatach i czujemy, że warto o nie walczyć, powinniśmy wybrać najlepszą do tego broń. Solidarność i kobiety w polityce.

Tymczasem statystyki są dla nas nieubłagane i mówią co następuje - w Sejmie RP zasiada 27 proc. kobiet, w Senacie zaś - 13 proc.. I jest to nasz rekordowy wynik!

Trochę lepiej wypadamy w wyborach samorządowych. Ale tylko pozornie. Bo choć w 2014 r. na listach wyborczych było 45 proc. kobiet, to większość dostała miejsca niebiorące (poniżej piątego) lub kandydowała do rad lub sejmików, nie zaś na burmistrzów, wójtów czy prezydentów. Nic dziwnego, że rząd może nas ignorować.

Naprawdę najwyższy czas to zmienić. Jakkolwiek uzależniające może być odkryte na nowo podczas Czarnego Protestu poczucie wspólnoty, dużo lepiej wprowadzać zmiany od wewnątrz. Jeśli zasiądziemy w ławach sejmowych lub chociażby będziemy mocno widoczne w sejmikach wojewódzkich, nie da się nas zignorować. Pominąć. Ubezwłasnowolnić.

A okazję do tego będziemy mieć już niedługo, wybory samorządowe odbędą się jesienią przyszłego roku. Dlatego na Dzień Kobiet życzę sobie i Wam, żeby było nas więcej - w Sejmie, Senacie, Radach Miast, a także i przede wszystkim - na stanowiskach prezydentów, burmistrzów i wójtów!  A póki co do zobaczenia na Manifie 11 marca. 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%