Aptekarze do aptek, literaci do pióra

No i stało się. Wraz z podpisem nominalnego Prezydenta RP Andrzeja Dudy ustawa zwana „Apteką dla aptekarza” staje się obowiązującym prawem. Co to oznacza dla nas, konsumentów? Dłuższe kolejki, trudniejszą dostępność leków i nowe biurokratyczne bariery.

Jak mawiał Winston Churchill, „mówcy powinni mieć na uwadze nie tylko to, by wyczerpać temat, ale także, by nie wyczerpać słuchaczy”. Choć tutaj mamy do czynienia ze słowem pisanym, wydaje mi się to dobrą radą, nie będę więc katował czytelnika paragrafami i zapisami ustawy o farmaceutyce. Mówiąc krótko: zmiana zakłada, m.in. że nowa apteka nie może powstać w odległości poniżej 500 m od innej, że szefem firmy aptekarskiej może być wyłącznie magister farmacji, czy, że na jedną aptekę może przypadać co najmniej 3000 mieszkańców. Ta i inne podobne „reformy” pokazują znacznie więcej, niż tylko fragmentaryczne ustanowienie monopolu i zdeptanie zasady rynkowej konkurencji.

W różnych gazetach czytam niemal codziennie, jak to w Polsce nie ma lewicy i jak bardzo byłaby potrzebna. Czytam i uśmiecham się pod nosem. Lewicę w Polsce mamy, co więcej pierwszy raz po 1989 r. partia ze swoimi działaniami wychodząca z idei socjalistycznych dysponuje samodzielną większością w Sejmie. Gadam głupoty? Przyjrzyjmy się zatem obecnie wdrażanym socjalistycznym postulatom i ich ideowemu rodowodowi.

Od zeszłego roku mieszkańcy miast nie mogą dokonywać zakupu ziemi rolnej, której ceny tym czasem lecą na łeb, na szyję. Ziemia rolna ma być dla polskiego rolnika, nie dla Niemców! Że Niemcy tej ziemi praktycznie nie kupują (a nawet jeśli to w sumie nic w tym złego) nie gra żadnej roli. Ekonomia i zasady gospodarki rynkowej są nieważne wobec prywatnych fobii jednego posła. Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald” wiecznie żywe.

O prywatyzacji lepiej nawet nie wspominać. Wszak własność prywatna w gospodarce jest największym złem, jakie może sobie zafundować demokracja ludowa. Tego jeszcze brakowało, żeby jakieś Sorosy nasze firmy wykupywały! No i co wtedy zrobić z działaczami pokroju B. Misiewicza? Przecież jakoś trzeba stronników nagradzać. A efektywność ekonomiczna? Fakt, iż za błędy spółek Skarbu Państwa płacą wszyscy podatnicy? To przecież nieistotne, a ci którzy tak mówią pewnie zostali przekupieni przez brukselskich imperialistów.

Na nierentowne kopalnie podatnicy też muszą się składać, a o ograniczeniu przywilejów górniczych absolutnie nie ma mowy. Równość wobec prawa również nie ma znaczenia wobec polityki socjalnych transferów i prezentów za publiczne pieniądze, forsowanej przez obecnie rządzącą partię. Co więcej zgodnie z nowymi zapowiedziami podatnicy będą również płacić na wielkie, centralne lotnisko. Edward Gierek swojego czasu chlubił się największym w Europie kombinatem, Beata Szydło będzie miała lotnisko.

To wszystko prezes Jarosław Kaczyński kwituje stwierdzeniem, że „wolnością jest poczucie, że żyje się w kraju, który się rozwija”. Szkoda tylko, że nie mogę kupić działki na wsi, założyć apteki, przeznaczyć większej pieniędzy na swoje potrzeby, a niedługo być może i jeździć Uberem. Regulacja po regulacji coraz mniej miejsca zostaje dla ludzkiego działania.

Współcześni socjaliści nie chodzą w pochodach pierwszomajowych, nie chwalą Stalina i bratniej przyjaźni z ZSRR. Współcześni socjaliści prawią piękne przemowy o niepodległości i suwerenności, deklarują się jako zdecydowani antykomuniści, przyznają sobie tytuły człowieka wolności. A potem udają się do Sejmu i decydują za obywateli kto może prowadzić apteki, a kto kupować ziemię i kto może być przedsiębiorcą. Wszystko oczywiście w imię tej nowej wolności, która ze swoją słownikową definicją nie ma zbyt wiele wspólnego.