Zamknij

"Ludzie tęsknią za..." - Kasia Stankiewicz muzycznie o latach 90. Czy artystka tęskni za tamtymi czasami?

11:19, 25.07.2016 Adrian Aleksandrowicz
Skomentuj Po kilkunastu latach przerwy Kasia Stankiewicz wróciła do grania z Varius Manx, fot. Tomasz Berent Po kilkunastu latach przerwy Kasia Stankiewicz wróciła do grania z Varius Manx, fot. Tomasz Berent

Pod Gwiazdami w Toruniu wyśpiewała największe przeboje zespołu Varius Manx. Na scenie towarzyszy muzykom, z którymi stawiała swoje pierwsze kroki na estradzie. Jak brzmi muzyczne wspomnienie lat 90.? Zdradza Kasia Stankiewicz.

Wraz z Zespołem Varius Manx na scenie podziwialiśmy panią po 10 latach przerwy. Mówi się, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Pani temu przeczy, czy teraz to już zupełnie inna rzeka?

- Nie jestem zwolenniczką podpisywania się pod takimi ogólnymi tezami, bo życie pisze różne scenariusze i każdy z nas ma swoje przygody i doświadczenia. W zasadzie nigdy nie wiadomo, gdzie życie nas poniesie. Jestem jednak zaskoczona tym wszystkim co się teraz dzieje, bo kiedy ponad rok temu zespół Varius Manx zaprosił mnie do koncertowego świętowania 25-lecia, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Mogliśmy narazić się na śmieszność, czasy są, jakie są. Trudno było przewidzieć, że ludzie tak tłumnie będą przychodzić na nasze koncerty i śpiewać z nami największe przeboje zespołu. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Spływa do nas wiele kolejnych propozycji, które sprawiają, że prawdopodobnie ta przygoda potrwa trochę dłużej.

fot. Tomasz Berent

Pomimo pani obaw, publiczność reaguje bardzo entuzjastycznie, to znaczy, że bardzo tęsknimy za latami 90.?

- Myślę, że tęsknimy za ładnością, za pięknymi kompozycjami, które w latach 90. były bardzo częste, a teraz zdarzają się znacznie rzadziej. To dlatego mam wrażenie że, największe przeboje Varius Manx są nadal pożądane. Są ładne, a z drugiej strony wywołują emocje i wspomnienia, niezależnie od wieku. Zdarza się, że na koncerty przychodzą ludzie młodsi niż piosenka „Orła Cień”. Myślę, że jesteśmy szczęściarzami (śmiech).

Do końca 2016 roku koncertuje pani razem z Varius Manx. Czy czasu wystarcza na solowe projekty?

- Oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie wystarczać na moją indywidualną drogę. W tej współpracy z Variusami istotna jest dla mnie autonomiczność. Mam za sobą 15 lat solowych działań. Był pot, krew i łzy, a nawet zdarte kolana. Za nic na świecie nie porzucę tej ścieżki. Niezależnie od trasy toczy się życie „Lucy and the loop”, mojej ostatniej płyty, którą wydałam dwa lata temu. Obecnie gram koncerty z towarzyszeniem tylko fortepianu, z Aleksandrem Dębiczem. Graliśmy ten materiał w lutym w Dworze Artusa, publiczność przez dwie godziny słuchała, to było magiczne! Niezależnie od Lucy i trasy z Varius, piszę kolejne rzeczy.

Po tej przerwie od wielkich scen wróciła pani silniejsza i bardziej zdeterminowana?

- O tak! Jak śpiewam "Ona ma sile", to nie mogę uwolnić się od myśli, że to piosenka też o mnie... Moje solowe projekty nie dawały mi możliwości grania w każdy weekend po kilka koncertów. Po tylu latach, kiedy wychodzę na scenę z zespołem Varius Manx, to mam jakieś „turbodoładowanie”. Te koncerty mają dużo większą moc niż w 1996 roku, a już wtedy był to duży ładunek energetyczny. Tę moc dodatkowo potęguje mój głód sceny, dużej publiczności, połączenie naszych potencjałów i pokora.  Na nowo mam wrażenie, że urodziłam się po to, żeby być na scenie.

Doświadczyła pani negatywnych skutków popularności?

- Zdarza się, że ktoś pisze głupoty na mój temat, ale i tak mam poczucie, że nie tak często jak o innych kolegach i koleżankach. Chyba nie mam tak źle. Czasami zastanawiam się, kim jest taki człowiek, który potrafi za pieniądze niszczyć życie innych?  Nie chciałabym być w skórze tego kogoś, jak w końcu dopadnie go karma.

fot. Tomasz Berent

Teraz, w dobie wszechobecnego internetu, to jest bardziej dokuczliwe niż kilkanaście lat temu?

- Teraz jest przyjemniej. W latach 90. rynek był bardziej dziewiczy. Ten brak internetu powodował, że ludzie chcieli mieć bezpośredni kontakt z artysta. Chcieli cię dotknąć, wyrwać ci włos z głowy, albo koczować i czekać pod hotelem. Internet spowodował, że kontakt z fanami jest bardziej... normalny. Oni czują, że artysta jest dużo bliżej, mogą do ciebie napisać. Ja mam kontakt z moimi fanami, bo sama prowadzę swoje konta w serwisach społecznościowych. Bardzo lubię to robić. Wiem, kim są moi fani, lubię się z nimi poznawać podczas koncertów. Nie jesteśmy, jako artyści, jakimiś bogami na piedestale. Takie myślenie jest nienormalne.

Kiedy patrzy pani na siebie w latach 90. co pani czuje? Nostalgię, tęsknotę?

- Na pewno sentyment, zdecydowanie to miłe wspomnienia. Nie śmieję się z tego co widzę na tych teledyskach, mam do tego duży szacunek i uśmiecham się do tego. Jestem bardzo dumna z tej nastolatki, która pojechała do wielkiego świata za swoimi marzeniami.

Poza trasą, jakie są pani najbliższe muzyczne plany?

- Jestem na etapie pisania kolejnej opowieści. Doceniam fakt, ze będę mogła pokazać ją światu, kiedy uznam że jest ona tego warta. 

Rozmawiał: Adrian Aleksandrowicz

(Adrian Aleksandrowicz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%